Uliczki Kazimierza

Słynna fabryka naczyń emaliowanych Oskara Schindlera mieściła się przy ul. Lipowej w pobliżu przystanku kolejowego Kraków-Zabłocie. Łatwo tam dotrzeć – wystarczy orientować się na widoczny z dala wieżowiec z umieszczonym na dachu szyldem: „Telpod”. Po uiszczeniu nieco zawyżonej opłaty (5 zł, ale warto się potargować) (można wejść na teren współczesnego zakładu i obejrzeć pozostałości po fabryce: hale, komin i pamiętną z filmu klatkę schodową prowadzącą do biura Schindlera.

Trzeba tylko mieć odwagę i popłynąć czasem pod prąd – powiedział Oskar Schindler – człowiek nazwany przez krakowskich Żydów „Ojcem Kurage”.

Obywatel III Rzeszy – Oskar Schindler, postawny, przystojny mężczyzna, wielbiciel kobiet, były kierowca rajdowy i były wojskowy, przyjechał z początkiem wojny do Krakowa, aby – ogólnie mówiąc – dorobić się na wojnie. Przy pomocy żydowskiego kapitału i poparciu niemieckich urzędników uruchomił fabrykę naczyń emaliowanych przy ul. Lipowej, w pobliżu stacji kolejowej Kraków-Zabłocie. Schindler znał życie i znał ludzi. Wiedział, kogo i czym przekupić. W fabryce zatrudniał Żydów, którzy mieszkali w gettcie zorganizowanym w Podgórzu. Wielkość tego człowieka polegała na tym, że uratował wielu ludzi od pewnej śmierci, ryzykując swoje bezpieczeństwo i poświęcając mnóstwo własnych pieniędzy. Słynna lista, zawierająca ponad tysiąc nazwisk Żydów, kwalifikowała ich jako „niezbędnych” do pracy w fabryce. Dzięki temu spisowi nazwisk, wystukanych czarnymi czcionkami niemieckiej maszyny do pisania, i dość sporej sumie pieniędzy, udało się do końca wojny uchronić tych ludzi od obozów i śmierci.

Schindler nigdy się nie dorobił: ani na fabryce naczyń w Krakowie, ani w Sudetach, gdzie przeniósł się z obozem pod koniec wojny. Nawet jego późniejszy kilkuletni pobyt w Ameryce Południowej, gdzie usiłował uruchomić własny interes, okazał się fiaskiem. Powojenne życie tego człowieka we Frankfurcie nad Menem było skromne, smutne i rozdarte pomiędzy Europą a Izraelem, gdzie przynajmniej raz do roku zapraszały go „jego dzieci”, jak zwykł mawiać, czyli Żydzi uratowani dzięki liście. Wyjazdy do Ziemi Świętej były dla Schindlera najważniejsze, stanowiły jedyny sens jego niezbyt pogodnej starości. Pochowano go w Izraelu na cmentarzu katolickim. W uroczystej mszy i ostatniej drodze towarzyszyli mu wszyscy żyjący, których niegdyś uratował.

Na przełomie XIX i XX w. w żydowskim Kazimierzu pełno było małych zakładów rzemieślniczych, sklepów, jatek, pracowni krawieckich i wszelkiej maści wytwórni najdziwniejszych przedmiotów, gdzie panowała całodzienna drobna krzątanina. Warto wspomnieć, że żydowskie kobiety także zajmowały się handlem – rzecz u chrześcijanek rzadsza. Na Szerokiej była tandeta, gdzie handlowano, czym się dało.

Do dziś zachowane kamienice – przeważnie klasycystyczne – powstały głównie w XIX w. na miejscu drewnianych chałup i ruder. Wiele z tych kamienic nasłuchało się przemów protestacyjnych, częstych jak deszcze. A protestowano chętnie: przeciwko pogromom, ustawom, niesłusznym wyrokom sądowym etc. Kazimierz zamieszkiwała ludność uboższa i bardzo uboga. Dla warstwy bogatszej – bankierów, adwokatów, lekarzy, kamieniczników i spekulantów osiągalne były mieszkania na Floriańskiej (którą satyryczna prasa chciała ochrzcić mianem Żydowskiej), Szpitalnej, Poselskiej, przy pl. Dominikańskim, czyli w sercu Krakowa.

W kawiarenkach i restauracjach gromadzili się artyści, intelektualiści oraz zaangażowana młodzież żydowska, skupiona w różnych organizacjach robotniczych i studenckich (np. Haszachar). Dyskutowali o socjalizmie, syjonizmie, asymilacji. Ważny źródłem informacji była żydowska gazeta codzienna Nowy Dziennik wydawana w języku polskim, opisująca wydarzenia w kraju, na świecie i w Palestynie, relacjonująca przebieg głośnych procesów sądowych.

Wprawdzie życie codzienne mocno splatało się z religijnym, jednak nie gardzono uciechami: rodzinnie chadzano na ul. Bocheńska do teatru żydowskiego, gdzie wystawiane były sztuki Pereca i Szolema Alejchema, zaś wieczorem w męskim towarzystwie odwiedzano miejscowe burdele cieszące się zainteresowaniem nawet panów z Krakowa.

Losy mieszkańców dzielnicy przesadziła II wojna światowa. Większość z nich zginęła, reszta wyjechała w świat – do Europy, do Ameryki, do Izraela. Wśród Żydów odwiedzających dziś Kazimierz są ci, którzy szukają śladów własnego dzieciństwa, a także młodzież chcąca poznać miasto swoich przodków.